Kościół domowy pojawił się w moim życiu jakieś 3 lata temu. Niemal od samego początku wiedziałem, że to jest „TO!”. Od tego momentu moje życie zaczęło się prostować i nabierać tempa w dobrą stronę. I chociaż historia, jak tam trafiłem, jest niesamowita, to tutaj skupię się na tym, dlaczego w ogóle jestem w tym miejscu.
Kościół domowy opiera się na Biblii
Wiem, wiem, każdy kościół twierdzi, że opiera się na Biblii. To może doprecyzuję. Chodzi o to, że jest to absolutnie podstawowe źródło, które determinuje wszystko inne – sposób życia, pojmowanie Boga, podejmowanie decyzji, czy relacji między ludźmi.
To, jak ludzie podchodzili do treści tam napisanych, zrobiło na mnie potężne wrażenie. Pierwszy raz zobaczyłem tak radykalnie nastawienie i tak wielką determinację. Widziałem, jak Ci ludzie ryzykowali utratą pracy, reputacji, pozycji społecznej, czy miejsca zamieszkania, żeby podporządkować się Bogu.
Kościół domowy nie ma hierarchii
Kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w kościele domowym, byłem pogubiony, pyskaty (to się do końca nie zmieniło) i zgorzkniały. Jednak nigdy nawet przez moment nie doświadczyłem tego, że ktoś patrzył się na mnie z góry z tego powodu. Nawet Ci starsi i mądrzejsi zawsze słuchali tego, co mam do powiedzenia i szanowali moją opinię.
W kościele domowym nie ma ludzi postawionych wyżej i niżej. Wszyscy są równi w oczach Boga i tylko On jest nad nami. Każdy ma do niego taki sam dostęp. To Ty jesteś współodpowiedzialny za to, jak wygląda kościół, więc jeśli coś Ci się nie podoba, to sam musisz wyjść z inicjatywą, żeby to naprawić.
Kościół domowy szanuje autorytety
Przez większą część mojego życia miałem ogromną awersję do jakichkolwiek autorytetów. Później jednak zobaczyłem, że to nie autorytety są do kitu, ale ludzie, którzy ich nadużywają. A ludzie, którzy przeszli tę samą drogę co my i wiedzą, jak uniknąć tego całego syfu po drodze to prawdziwy skarb. To działa w każdej sferze życia (nie tylko w kościele). Jeżeli spotkałeś kiedyś kogoś, kto dobrze prowadzi jakieś przedsięwzięcie, to wiesz, o czym mówię.
Nie zrozumcie mnie źle. Tak jak powiedziałem – wszyscy są równi w oczach Boga. Nie ma lepszych i gorszych. Jednak mamy różne doświadczenie i umiejętności, które wykorzystujemy, żeby budować kościół. Każdy jest ważny i może coś wnieść. Nie chodzi o pozycję, ale bardziej o funkcję, którą masz w danej chwili.
Kościół domowy jest różnorodny
W kościele domowym spotkałem setki ludzi pochodzących z różnych krajów, kultur i środowisk. Każdy jest inny i ma swoje poglądy, pomysły i opinie. To właśnie ta otwartość na innych sprawiła, że poczułem się tam jak w domu. Chociaż nie pasowałem do tradycyjnego opisu przykładnego chrześcijanina (i pewnie dalej nie pasuję), to nikt mną z tego powodu nie pogardzał.
Na przykład mój gust muzyczny jest baardzo daleko od muzyki chrześcijańskiej, a mimo to ludzie i tak mnie lubią! Ciągle mnie to dziwi. Pamiętam też inną sytuację, kiedy nasz znajomy wziął ślub na warszawskim Powsinie w koszulce Poloneza (tego auta, nie tańca).
Kościół domowy jest jednomyślny
Jak to pogodzić z poprzednim punktem? Możemy ze sobą się nie zgadzać, dopóki zgadzamy się w jednym – fundamencie.
Zanim trafiłem na kościół domowy, mnóstwo czasu spędzałem, słuchając w internecie różnych koncepcji, jak ma wyglądać chrześcijaństwo. Jeden kościół mówi to, inny mówi co innego. Dopiero tutaj znalazłem jasne i proste nauczanie, które dało mi podstawę, żeby się ustabilizować.
Fundamentem fundamentów jest to, że Jezus umarł, zmartwychwstał i jest Panem, a każdy, kto w niego wierzy, będzie żył wiecznie.
Kościół domowy jest praktyczny
Zawsze mam problem, żeby przeczytać Dzieje Apostolskie bez zachwytu nad tym, co się tam wyprawiało. Sam chciałem żyć w taki sam sposób, jak pierwsi chrześcijanie i doświadczać tych samych rzeczy. Większość prób dała mi więcej frustracji niż faktycznych efektów.
W kościele domowym ludzie pokazali mi swoim życiem, jak biblijną mądrość przełożyć na praktykę. Dowiedziałem się w końcu, jak przełożyć to, czego uczył Jezus na pracę, małżeństwo, naukę czy przyjaźń.
Kościół domowy to rodzina
Kiedy komuś obcemu w restauracji spadną spodnie, pokazując bokserki z różowymi świnkami, to raczej nie będzie nas to obchodzić. Inaczej sprawa wygląda w rodzinie. Dlaczego? Bo w rodzinie jesteśmy za siebie odpowiedzialni i upadek (lub sukces) jednej osoby dotyczy wszystkich.
W kościele domowym przeżyłem najpiękniejsze chwile mojego życia. I tylko dzięki wsparciu tych ludzi przeżyłem najciemniejsze momenty. Nie zliczę, ile bólu i porażek uniknąłem, dzięki ich mądrości i zaangażowaniu. Gdyby nie oni, to pewnie nie byłbym teraz z moją żoną.
To, ile Ci ludzie poświęcali i poświęcają dla mnie czasu, emocji i wsparcia jest po prostu nienormalne! I taki powinien być kościół Boga – nienormalny.
Świetnie to ujął Anthony de Mello:
„Czy wiecie, jaka jest jedna z oznak przebudzenia? Jest nią pojawienie się pytania, które człowiek sam sobie stawia: “Czy to ja zwariowałem, czy też oni wszyscy?” Naprawdę tak jest. Bo wszyscy jesteśmy stuknięci. Cały świat zwariował. Obłąkani lunatycy! Jedynym powodem, dla którego nie zamyka się nas w Wariatkowie, może być to, że jest nas tak wielu. Jesteśmy więc stuknięci. Kierujemy się stukniętymi poglądami na miłość, związki międzyludzkie, szczęście, radość, na wszystko. Jesteśmy do tego stopnia stuknięci, że kiedy wszyscy są co do czegoś zgodni, to z cala pewnością możesz być pewien, że się mylą! Każda nowa idea, każda wielka idea na samym początku wyznawana była przez jedną jedyną osobę. Przez najmniejszą z mniejszości. Ów człowiek zwany Jezusem Chrystusem to jednoosobowa mniejszość. Wszyscy mówili co innego niż on. Budda – też jednoosobowa mniejszość. Wszyscy myśleli inaczej. Chyba to Bernard Russell powiedział: “Każda wielka idea na początku jest bluźnierstwem”. Dobrze powiedziane.”
W kościele domowym chodzi przede wszystkim o Boga. To On nas spaja i prowadzi. To grupa ludzi, którzy mają tego samego „bzika” – żyć z Nim na 100%.
Ostatnio powstała strona internetowa kościoła domowego: http://kosciolydomowe.com/?fbclid=IwAR0HRzO34oVvJ2o18ik_lvkk68Mshl9FdAdn_SGxQzoo6aiVN3cwgZyq72Y
PS. Mieliście kontakt z kościołami domowymi? Jeśli tak, to co myślicie? Co was interesuje. Koniecznie dajcie znać w komentarzu.
Przydatne fragmenty:
Dz 9, 17 – 18
Rz 14, 1 – 23
1 Kor 12,13
Ogólnie się zgadzam, ale stanowczo odradzam powoływać się na hakiekolwiek cytaty Anthony’ego de Mello. Ten człowiek był heretykiem, bo próbował łączyć teologie chrześcijańską (w wersji katolickiej, bo był duchownym katolickim) z filozofią Wschodu. Jak podaje Wikipedią, jeden z zarzutów Kościoła Katolickiego wobec de Mello to „zrównanie Jezusa z innymi mistrzami duchowymi”. Nawet w zacytowanym przez Ciebie fragmencie najpierw mówi o Jezusie, a chwilę później o Buddzie. Wiadomo że nawet w nauczaniach de Mello były elementy biblijnej prawdy, ale dla bezpieczeństwa lepiej trzymać się z daleka od wszystkich jego nauk.
Dzięki za komentarz!
Nie znam tak dobrze Anhony’ego de Mello jak moja przedmówczyni ale tylko na podstawie tej jednej zacytowanej jego wypowiedzi , mogę wywnioskować , że mówi on o jakimś innym Jezusie : ,,Każda nowa idea, każda wielka idea na samym początku wyznawana była przez jedną jedyną osobę. Przez najmniejszą z mniejszości. Ów człowiek zwany Jezusem Chrystusem to jednoosobowa mniejszość. Wszyscy mówili co innego niż on.” Dla niego Jezus , to jakiś guru, który głosił jakieś fajne idee , które nie podobały się jemu współczesnym i dlatego był osamotniony . To jakaś bzdura , bo Jezus nie przyszedł na świat , żeby głosić jakieś idee ale , żeby wypełniać wolę Ojca . Wszyscy, którzy są gotowi wypełniać wolę Swojego Ojca , są jedno z Nim : mogą czerpać z mocy Jego krwi przelanej na Golgocie ale mogą także czerpać z Jego życia czyli uczyć się od Niego posłuszeństwa wobec Boga Ojca , tutaj na ziemi. Kto z nas jest w stanie powiedzieć o sobie za Jezusem : ,,oto przychodzę aby wypełnić wolę Twoją o Boże ” ?
Czy wszystko cokolwiek czynimy , jest zgodne z Jego wolą ? Czy nasze życie w 100% podporządkowane jest Jego woli ? Musimy sobie odpowiedzieć na to pytanie szczerze i w cichości naszego serca . To , że nie jesteśmy rozumiani przez świat , że czujemy się jakby ,,nienormalni” , to nie rezultat idei, które przyjęliśmy lub głosimy ale tego , że krzyżujemy swoje ciała nieustannie i w ten sposób możemy powiedzieć za Pawłem : ,, Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie. ” ( Galacjan 2,20) a także ,, Co zaś do mnie, niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata.” ( Galacjan 6,14) Czyli krzyżując swoje ciało , stajemy się martwi dla tego świata a więc jesteśmy przez niego pogardzani a w najlepszym przypadku niezauważalni/ignorowani ale też świat staje się dla nas martwy a więc nie mamy w nim żadnego udziału .Oczywiście , to nie dzieje się automatycznie ale musimy mieć wiarę i okazać posłuszeństwo Bożemu Duchowi , który gotów jest nas prowadzić .
Życzę z okazji rozpoczynającego się Nowego 2020 Roku, Bożego błogosławieństwa w codziennych bojach , które toczymy aby zawsze kończyły się zwycięstwami nad naszą starą naturą , która tak często niestety daje znać o sobie.
Zgadzam się. Tobie również błogosławieństwa we wszystkich sferach życia 🙂